Kultowa filozofia Bruce’a Lee głosi: „bądź jak woda”. Jej twórca wychodził z założenia, że naśladując naturę wody, jej delikatność i jednocześnie siłę, osiągniemy wewnętrzny naturalny stan przepływu, a w rezultacie pewność siebie, wolność i wewnętrzny spokój. Z Anną Wodą, redaktorką naczelną czasopisma #zaCzepki, z którą mam przyjemność rozmawiać, jest podobnie. Pozostaje w swoich opiniach i poglądach transparentna, a drąży skałę, kiedy w coś mocno wierzy. Choć rozważna, nie waha się zaczepić, natomiast robi to z głębokiego przekonania, że wartki strumień nigdy nie jest mętny.
Aniu, rano, przed tą rozmową zaczęłam rozmyślać o #zaCzepkach, o naszym pomyśle i samej realizacji i przychodzi mi do głowy pytanie: co nam strzeliło do głowy?
Pierwsze pytanie i od razu jak u Hitchcocka… A odpowiedź jest w sumie prosta – nie wiem. Ale sądzę, że to dobrze, że my się nad tym za dużo nie zastanawiamy, tylko z marszu przystępujemy do działania. Tak było przecież z Instakongresem. Robię to, co czuję, razem z innymi zapaleńcami, ciekawymi postaciami, które mają podobny wajb… i jestem przekonana, że właśnie dlatego to działa.
Od razu wyjaśnię, że w #zaCzepkach dziś ja stałam się „bohaterką” wywiadu numeru, ale występuję tu raczej w roli gospodyni i witam wszystkich niejako w progu, zapowiadając i obiecując, że w kolejnych numerach będą tu zabierały głos różne osoby – zawsze ciekawe, ważne dla środowiska, opiniotwórcze, kontrowersyjne itp.
No właśnie… w ostatnim czasie, w związku z nagłośnieniem problemu seksualizacji w zawodzie, usłyszało o tobie więcej osób i zainteresowały się tobą media. Przyznaj, możemy szukać cię już na Pudelku?
To jest sekwencja słów, której bym się nigdy w swoim życiu nie spodziewała… Ja i Pudelek. Albo ja i „Fakt”. Never, ever. Albo raczej w tej sytuacji: never say never.
A nieco bardziej serio, czy z perspektywy czasu uważasz, że warto było podjąć ten temat?
No i znów – sprawa wyszła bardzo na gorąco i z potrzeby serca. Zbyt często mnie w życiu zawodowym potraktowano po prostu źle, właśnie seksualizując, żebym przeszła nad tym obojętnie. Dziś zrobiłabym to samo. Dostałam wiele wiadomości od pielęgniarek, które doświadczyły okropieństw, właśnie z uwagi na utrwalony społeczny obraz seksownej pielęgniarki. Jeśli są osoby, do których przekaz dotarł i pomoże, chociaż kilku koleżankom – było warto.
W związku z tą sytuacją pojawiły się głosy, że pielęgniarki są przewrażliwione i nie mają poczucia humoru. Zgadzasz się z tym twierdzeniem?
Miło się rozmawiało, paaaaaa! 😉 A tak serio? Jesteśmy po tekście Kąckiego w „Wyborczej”, który sama redakcja gazety usunęła z sieci pod naporem oburzenia czytelników. „Kobiety źle kochane”?! Naprawdę?! Poza tym mamy już znacząco większą świadomość w zakresie zdrowia psychicznego. I kiedyś może bym wpadła w tę pułapkę umniejszania negatywnym zjawiskom, ale dzięki ogromnemu wsparciu wspaniałych kobiet z Fundacji Polki w Medycynie miałam odwagę mówić, dlaczego seksualizacja naszego zawodu to nie jest temat na siłę, ale prawdziwy problem. Nie mamy poczucia humoru? Patrząc na profil Siostry Bożenny, odnoszę inne wrażenie. Po Instakongresie również widać, że umiemy się z siebie śmiać, nawet jak po sobie ciśniemy. Wiesz, wiem, że łatwiej zbagatelizować, niż spróbować zrozumieć zjawiska psychologiczne i społeczne. Większość pozostałych zawodów nie wymaga tak bliskiej fizycznej obecności drugiego człowieka, wykonywania dla niego czynności tak osobistych i intymnych jak toaleta ciała. Czy nie mamy poczucia humoru? Mamy, i to często smoliście czarne, bo to główne narzędzie radzenia sobie z trudną rzeczywistością. Po prostu istnieje różnica pomiędzy poczuciem humoru a umniejszaniem problemowi.
Jakie twoim zdaniem jest współczesne pielęgniarstwo?
Pełne przemian, z ogromnym potencjałem. Zaczęłam studia w 2009 roku i widzę wiele znaczących zmian. Nadal jesteśmy spolaryzowanym środowiskiem, ale zmiana myślenia staje się już coraz bardziej widoczna. I celowo podkreślam myślenie, a nie wiek. To ważniejsze, bo idea pozostaje nieśmiertelna. Można być młodą pielęgniarką z drewniakiem w głowie. Można też być po pięćdziesiątce i być gotowym na APN.
O czym pielęgniarki nie mówią? Czy po ciężkim dyżurze rozmawiają z bliskimi, czy raczej starają się odreagować w inny sposób?
Nie mówimy w domu o tym, o czym nie potrafimy opowiedzieć. O tym, co zrozumie tylko inna pielęgniarka, medyk, ale niestety rodzina już nie. Jasne, dobra sieć wsparcia w bliskich to podstawa. Niestety okrutna prawda jest taka, że dopóki nie zaczniemy przepracowywać trudów pracy z psychologami, będziemy rozmawiać z bliskimi i alkoholem. W tekście Janka Gruszki w tym numerze jest dobra zaczepka o tym temacie.
Co zrobić, by pacjenci zmienili sposób postrzegania pielęgniarki/pielęgniarza?
W każdym pojedynczym kontakcie, w każdej rozmowie z pacjentem pokazywać nasz profesjonalizm. Rozmawiać z pacjentami właśnie profesjonalnie. Informować. Stawiać granice, wymagać tych granic. I nie wchodzić z pacjentami w nieprofesjonalne relacje. A w skali makro – kształcić pielęgniarki i położne z naciskiem na jakość, a nie ilość.
Co się zmieni w pielęgniarstwie w perspektywie najbliższych 10 lat?
Na pewno kompetencje, bardzo nam na tym zależy. Również położnym. Rozmawiam z koleżankami i mają bardzo podobne potrzeby, chcą prowadzić ciąże fizjologiczne i odwracać niekorzystną tendencję medykalizacji porodu. W pielęgniarstwie? Z pewnością staniemy się pewniejsi siebie, głównie dzięki wsparciu, które sobie dajemy. Myślę, że to właśnie w tym odnajdujemy siłę, odkrywamy, jak nieprzeciętną grupą jesteśmy, jak cenne życiowo są nasze relacje. Nikt tak nie zrozumie pielęgniarki jak pielęgniarka, jak osoba, której patrzysz w oczy podczas wkładania zwłok do worka post mortem. Ostatnio podczas rozmowy z przyjacielem pielęgniarzem podzieliłam się trudnymi decyzjami. A on na to: „Ania, zawsze możesz wrócić do szpitala”. I to mi uświadomiło, że mam w mojej pracy, w pielęgniarkach i pielęgniarzach takie ogromne bezpieczeństwo i wsparcie, że zbudowałam tam niematerialny dom. Jeśli tak na to spojrzymy i się na tym oprzemy, zmieni się wiele: prestiż naszego zawodu, warunki pracy, opcje kariery. Jeśli sami lubimy to, co robimy, i lubimy tych, z którymi pracujemy, będziemy się rozwijać. A co chyba najważniejsze: zmieni się to, jak sami siebie zawodowo postrzegamy. Wspierajmy się i szanujmy, a będzie tylko dobrze.
Zostańcie z nami w #zaCzepkach, a będzie nam miło widzieć, że się nawzajem czytamy, że nie tylko słyszymy, ale słuchamy.
Wywiad: Ewa Kurlenda