Łączenie macierzyństwa z pracą to jak jazda na rowerze!
W deszczu
Bez przedniego koła
I bez kierownicy–
Jestem pielęgniarką i mamą. Pracuję w szpitalu, studiuję, robię doktorat i działam na Insta. Jak to pogodzić? Wszystko, moi Kochani, jest kwestią organizacji. Ha ha! Nabrałam was.
Nigdy nie powiem, że wszystko jest kwestią organizacji, no chyba że głównym organizatorem nazwiemy dziecko. Zostawiam tu jednak kilka moich rad i sprawdzonych sposobów odnośnie do tego, jak ustawiam organizację czasu i życie.
- Im szybciej zaakceptujesz, że twoje życie nie będzie takie jak przed dzieckiem, tym szybciej wskoczysz na właściwe tory
Nastała nowa rzeczywistość! Wraz z urodzeniem dziecka rodzi się matka i nowa czasoprzestrzeń. To co było przed, można spokojnie wyrzucić do kosza na najbliższe lata. A im szybciej to zrozumiemy, tym łatwiej nam będzie przestać czekać na idealny moment do zrobienia czegoś. Teraz czas odmierza się w innych jednostkach i dopiero z urodzeniem dziecka nauczyłam się go wyciskać jak cytrynę.
- Nie czekam na cały wolny dzień lub przypływ weny, żeby pracować
Słowo „wena” już dawno wyrzuciłam z mojej głowy. Nie czekam też na duże bloki czasowe, w których mogę coś zrobić, bo jednak większość rzeczy dzieje się pomiędzy. Staram się chwytać nawet małe momenty, bo kiedy jestem z synem, to wyłączam wszystko i łapie chwilę z nim.
- Dziel zadania na malutkie części
Okej, może ta rada nie ma zastosowania do pracy na etacie w szpitalu czy przychodni, ale przy realizacji dużych projektów – dzielę wszystko na małe części i tak krok po kroku idę do przodu. Duże rzeczy robię wtedy, kiedy wiem, że będę miała więcej czasu. Małe staram się nadrabiać i nadganiać do przodu i wszystko zapisywać, bo co niezapisane, ucieka z głowy po chwili albo tłucze się tam i zakłóca spokój.
- Planowanie to moje drugie imię
Chociaż nic nie jest kwestią organizacji, to uważam, że samo planowanie staje się absolutnym gamechangerem. To dzięki temu wiem, gdzie mogę upchnąć jakieś zadanie, a gdzie muszę wyłączyć cały dzień na szczepienie i późniejsze wynagrodzenie tych trudów. Zwłaszcza przy pracy zmianowej i braku stałego harmonogramu planowanie z wyprzedzeniem spada mi jak gwiazdka z nieba. Co planuję? W zasadzie wszystko. Od tego, jak spędzimy wolny czas, przez to, co ugotuję w następnych dniach, aż po to, co muszę zrobić konkretnego dnia.
- Pracuję zawsze na chmurze pamięci!
Kiedy wykorzystuje drzemkę na pisanie (tak jak to jest teraz) i piszę na komputerze, zdaję sobie sprawę, że każda drzemka się kiedyś kończy i bywa, że spanie na mamie to najlepszy czas, więc kiedy mój syn się przebudzi i chce jeszcze dospać, używając mnie jako wygodnej poduszki, to kończę moje pisane myśli na telefonie (dokładnie tak jak teraz) i nie muszę się martwić, że nie mam pod ręką wcześniejszego tekstu.
- Proś o pomoc!
Nie od czapy, ciągle mówi się, że w wychowaniu dziecka powinna mieć udział cała wioska. Mama jest ważna, czasem najważniejsza, ale tata, babcia, ciocie to również ważne osoby będące w stanie dać dziecku super czas! Gdybym sama miała ogarniać wychowanie, pewnie nie działałabym tam wydajnie jak teraz. I dla wszystkich samodzielnych rodziców – jesteście wielcy! Czepki z głów!
- Praca wieczorami jest moim sprzymierzeńcem
Od zawsze byłam typem sowy i tak też zostało. Kłóci się to często ze skowronkiem, którym jest mój syn, ale wychodzę z założenia, że akurat to kiedyś minie, dlatego często wykorzystuję wieczory na pracę i staram się wtedy przygotować na dzień do przodu.
- Luz, luz i jeszcze więcej luzu
Długo mi zajęło, żeby złapać luz i, ba, czasem go tracę, ale to jest chyba najważniejsza sprawa w ogarnianiu całego chaosu. Luz i przeświadczenie, że przecież jakoś ogarniemy, prawda? A jeśli nie, to co złego może się wydarzyć? Czy wszechświat zawali się na głowę, kiedy nie skończę tekstu na czas? Czy szpital runie, kiedy moje dziecko się rozchoruje i będę musiała zostać z nim w domu? Pewnie kilka osób popatrzy krzywo, kilku pokrzyżujemy plany, ale trudno. W tych pierwszych latach życia dziecka szef nad szefami jest tylko jeden.