Karta Zleceń Lekarsich (KZL) – love-hate relationship

Tak walentynkowo… Medycyna i pielęgniarstwo to trochę stare dobre małżeństwo. Historycznie idące ramię w ramię, przeżywające chwile uniesień podczas kolejnych odkryć, grające w cichą wojnę paternalizm-feminizm, jednocześnie stabilnie współpracujące przez wieki. Jak w każdym oficjalnym związku dwóch niezależnych bytów pojawia się dokument, który choć początkowo ma być wyrazem jedności i pojednania, z czasem zaczyna nas porządnie wkurzać. Mowa o karcie zleceń lekarskich. Co ma wspólnego ze „złotymi myślami” i jakie słowo można najczęściej usłyszeć w jej kontekście w dyżurce pielęgniarskiej?

Słodka analogia

Na niektórych oddziałach współpraca w zakresie KZL przebiega bezproblemowo. Jednak nie o takich miejscach będzie tu dzisiaj mowa. Jeśli pracujesz w krainie mleczkiem i rokuronium płynącej, pewnie ten tekst nie będzie dla Ciebie zabawny. Jeśli jednak pracujesz na oddziałach zabiegowych, jest duża szansa, że zachichrasz się ze zrozumieniem więcej niż jeden raz.

W takich miejscach krążąca karta zleceń przypomina trochę zeszyt złotych myśli. Dziewczyna chcąc zwrócić uwagę przystojniaka, podsuwa mu zeszyt „złotych myśli”*, żeby się wpisał. On zaś, że jest gentelmanem, odpisuje kulturalnie na pytania i oddaje zeszyt. Dziewczyna cała w rumieńcach otwiera go i przeżywa zawód – odpowiedzi na pytania są z dupy, a na dodatek nie zostawił sekretu. No to robimy nowy zeszyt, nowe pytania i znowu podsuwamy przystojniakowi. Najlepiej przez starszą koleżankę, prosząc ją, aby podała je w naszym imieniu…

Jeden dokument, dwa spojrzenia 

Co nas wkurza w zleceniach lekarskich? Pokrótce:

Lekarzy:

  • zaraz napiszę
  • za chwilę będą
  • już piszę
  • później ci wpiszę
  • przecież przed chwilą pisałem, co tam znowu nie pasuje?
  • powiedz mi, jak to wypełnić…
  • co mam znowu przedłużyć?
  • czego ci tam znowu brakuje?
  • to co, że nie ma pieczątki?
  • przecież jest czytelnie… 
  • nie możesz sobie sama przedłużyć?
  • na to też muszę wpisać?
  • weź tam za mnie podbij…
  • abonent chwilowo niedostępny.

Pielęgniarki:

  • dlaczego jeszcze ich nie ma?
  • mówiła, że zaraz będą, godzinę temu
  • ciągle czekam na zlecenie
  • co tu jest ** ***** napisane?!?
  • nie mamy tego leku
  • nie mamy tego zamiennika
  • nie, nie zmienię sama
  • nie wpisałeś dawki…
  • nie ma takiej dawki w tym leku
  • chyba się żeś z pośladkami na głowę zamienił
  • nie ma pieczątki
  • nie ma podpisu
  • nie ma danych pacjenta
  • nie, nie wpisze ich sama 
  • „później” to nogi śmierdzą…
  • zaraaaz, to sam sobie to podasz…

Nie dziwmy się, że jak w każdej relacji, gra toczy się o zaufanie. Jak to jest, że zlecenia pisemne najlepiej funkcjonują w moim odczuciu na anestezjologii, na której najwięcej jest przestrzeni na zlecenia ustne? Obowiązują w sytuacji zagrożenia życia, a więc w teorii na każdym oddziale. A jednak częściej będziemy biegać po zlecenia za internistą i chirurgiem niż anestezjologiem. Skąd bierze się ten paradoks? Jeśli masz zaufać komuś, że lege artis wpisze w dokumentacje zlecenie ustne post factum, to raczej komuś, komu nie trułaś dupska trzysta razy o jeden Tazocin. 

*„złote myśli” – zeszyt, który na pierwszych stronach zawiera zestaw pytań, często intymnych, a odpowiedzi na nie udziela ktoś, komu się ten zeszyt wręcza. Największe emocje są wtedy, kiedy się na kogoś leci i liczy, że oprócz odpowiedzi pozostawi sekret pod zagiętym rogiem strony

Anna Woda

Magister pielęgniarstwa, w trakcie specjalizacji rodzinnej. Prowadzi Indywidualną Praktykę Pielęgniarską. Członkini zarządu Polskiego Towarzystwa Pielęgniarstwa Infuzyjnego i Rady Fundacji Polki w Medycynie. Entuzjastka rozwijania kompetencji społecznych. Hasa po krzaczkach, promuje kąpiele leśne i well-beeing wśród medyków. Uwielbia networking, bo tak się składa, że lubi ludzi. 



Najnowsze