Gdyby monitory miały oczy

Zaczynając dzień na oddziale intensywnej terapii, czasami zastanawiam się, co by się działo, gdyby monitory miały oczy. Czy patrzyłyby na mnie z politowaniem, gdy zmagam się z poranną rutyną, czy może z ciekawością śledziły każdy mój ruch? Pewnie by się nieźle uśmiały, widząc, jak próbuję uruchomić logiczne myślenie jeszcze przed pierwszą kawą.

Poranne toalety przypominają usiłowanie synchronizowanego pływania bez wody. Tutaj każdy ruch musi być precyzyjny, a ja czuję się jak na scenie, gdzie monitory pełnią rolę surowych sędziów. „Minus pięć punktów za nierówno nałożony opatrunek” – wyobrażam sobie ich komentarz.

Dla mnie, jako pielęgniarza, każdy dzień na oddziale to lekcja pokory. To nie tylko dbanie o fizyczne potrzeby, ale i próba zrozumienia, czego potrzebuje dusza pacjenta. Monitory z oczami byłyby świadkami tej cichej batalii między życiem a śmiercią.

DRAMAT ŁAMANY PRZEZ KOMEDIĘ

Gdyby monitory miały oczy, byłyby najlepszymi obserwatorami naszych codziennych dramatów i komicznych sytuacji. Wyobraźcie sobie, jak patrzą na nas, gdy debatujemy nad kolejnym ciężkim przypadkiem – pacjent z odleżynami, ciśnieniem 50/20 i bez moczu. „Czas na kołek i dializę” – mówi lekarz, a my, zespół pielęgniarski, wymieniamy spojrzenia pełne ironii. Te oczy byłyby świadkami naszych ciemnych myśli o art. 148 § 1 Kodeksu karnego, ale oczywiście nie o pacjentach, tylko o niektórych członkach zespołu. I tu pojawia się problem, bo nie mam żony, która mogłaby pójść do prezydenta o ułaskawienie, gdybym poszedł za daleko z tą ironią!

Monitory z oczami obserwowałyby, jak opiekujemy się pacjentem, który rozpada się przed nami, a my musimy iść dalej.

Podczas obiadowych przerw często się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. „Może zadzwonić do psychologa dla medyków?” – myślę. Ale znając życie, w słuchawce usłyszałbym: „Jesteś 5568. w kolejce. Proszę czekać” albo dostałbym radę: „Pójdź pan pobiegać, to panu pomoże”. Tylko jak tu biegać, kiedy głowa pełna jest obrazów z oddziału?

UPADŁY SPADOCHRONIARZ

Każdy dzień przynosi nowe wyzwania, nowe historie. Monitory obserwują, jak poruszamy się między łóżkami, jak radzimy sobie z niespodziewanymi komplikacjami. Czasem wydaje mi się, że gdyby mogły mówić, dałyby nam kilka dobrych rad albo po prostu powiedziały, że czas na chwilę odpoczynku. Ale na razie są tylko cichymi świadkami naszej codziennej walki o zdrowie pacjentów.

A wśród tych pacjentów jest na przykład spadochroniarz, który przeżył swoje wynoszące 58 km/h spotkanie z ziemią. Jego historia mogłaby być głównym wątkiem w każdym medycznym thrillerze. Monitory z oczami pewnie by nie odrywały od niego wzroku, obserwując każdą zmianę na lepsze czy gorsze. Stłuczenie mózgu, złamane żebra, pęknięta miednica – ten facet przeszedł prawdziwą medyczną odyseję. I choć jego wygląd mógł być zwodniczy, to wewnątrz kryła się cała mapa urazów, którą staraliśmy się zrozumieć i leczyć.

JAK WLATA, TO I WYLATA

Mamy na oddziale takie powiedzenie: „jak wlata, to i wylata”. To nasz sposób na przypomnienie sobie, że każdy aspekt opieki ma swoje… hmmm, mniej chwalebne strony. Pacjent musi jeść, bo żywienie jest kluczowe w procesie rekonwalescencji, ale co wchodzi, musi też wyjść, i nie zawsze dzieje się to w sposób, którego byśmy sobie życzyli. Bywają dni, gdy to, co „wylata”, przypomina prawdziwą erupcję. Dosłownie. I wtedy, w obliczu tego nieoczekiwanego, wszystko, co możemy zrobić, to stać, patrzeć i śmiać się przez łzy. Bo czasem, gdy stoisz tam w pełnym rynsztunku ochronnym, z łopatką w jednej ręce i wężem prysznicowym w drugiej, zdajesz sobie sprawę, że absurd jest nieodłączną częścią tej pracy.

KINO AKCJI

O tak, te monitory z oczami miałyby coś do oglądania – między dramatem a czarnym humorem, nasze dni na intensywnej terapii to istne kino akcji z nutą tragikomedii.

Kiedy asystuję przy intubacjach czy tracheostomiach, czuję, jak te „oczka” monitorów trzymają mnie w napięciu. „Nie popełnij błędu” – zdają się mówić. To momenty, kiedy moje umiejętności i doświadczenie naprawdę się liczą. Czasem czuję się jak w reality show, gdzie oceniany jest każdy mój ruch. Dializa, pompy infuzyjne, zaawansowane procedury reanimacyjne – to wszystko sprawia, że czasami jest mi jak na pierwszej linii frontu. Monitory z oczami są świadkami naszych małych zwycięstw i porażek, naszych stresów i zmagań. „Jeszcze trochę, a stanie się zawodowcem” – mogłyby rzucić z przymrużeniem oka. To właśnie te momenty, choć pozornie groteskowe, przypominają nam, że życie, nawet na oddziale intensywnej terapii, ma swoje jasne strony. A śmiech, nawet w najtrudniejszych chwilach, jest jak balsam, który pozwala nam zachować zdrowy rozsądek w świecie, gdzie codzienność obfituje w przeżycia graniczne. I jest jak w dobrym serialu. Każdy dzień przynosi nowy odcinek. A gdyby jeszcze te monitory z oczami mogły rozmawiać, na pewno mielibyśmy co skomentować po dyżurze. „Dobra robota, ale nie zapomnij o sobie” – przypominałyby, bo w naszym zawodzie tak łatwo o tym zapomnieć. A! I nie zapomnijcie nabalsamować (po naszemu: zabejcować) pacjentów.

Krystian Bartoszczyk

Pielęgniarz na oddziale intensywnej terapii i anestezjologii w szpitalu im. Mikołaja Kopernika w Łodzi, po godzinach koordynator transplantacyjny z ambicjami kodera. Gdy nie jest zaplątany w kable i kroplówki, eksploruje wirtualne światy. Szpitalny quest: przeżyć nocną zmianę.



Najnowsze