Marzec obfitował w dramy. Mieliśmy szpital we Wrocławiu, co sprowadza relikwie. Było też ogłoszenie Centrum Medycznego Damiana, że szukają pielęgniarki do szykowania gabinetów lekarzom. Rzecznik szpitala Matki Polki w Łodzi dojebał do pieca, kiedy walnął, że szpital to, owszem, ma długi, ale głównie przez to, że dwadzieścia lat temu musieli dać pielęgniarkom podwyżki…
No i kiedy przy takim wachlarzu atrakcji myślisz, że już nic w tym smutnym jak koń na morskim oku kraju cię nie zaskoczy, wtedy wchodzi szpital w Krakowie i mówi „potrzymaj mi piwo. Pokażę ci, jak się kaszle”. Jeszcze jakiś czas temu miałam takie naiwne przeczucie, że szpitale chcą mieć w swojej kadrze najlepiej wykwalifikowany personel, a im więcej masz stopni naukowych, tym lepiej. No to nie w Krakowie…
Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II szuka pielęgniarek. W sumie nic nowego, bo wszyscy szukają. Tutaj jednym z wymagań jest wykształcenie – maksymalnie licencjackie. Czyli jeśli chciało wam się uczyć, zdobyliście tytuł magistra albo nie daj boże doktora, to raczej nie jesteście godni stanowiska w tym przybytku, bo tutaj mniej znaczy więcej.
Zastanawiacie się pewnie, dlaczego mają takie wymagania? Ja widzę tę rozmowę dyrektora z kadrami tak:
– Pani Anetko, pani tam napisze w tych komputerach, że nasz szpital szczyci się tym, że płacimy zgodnie z siatką płac…
– No, ale nie płacimy…
– No jak nie?
– No bo to tym z magistrem trzeba dać więcej…
– Dobra, dupa, cicho. To zatrudnimy tylko tych z najniższym wykształceniem.
– GENIUSZ! NO CHURCHILL PO PROSTU!
No… ale najważniejsze, że patrona mają świętego. Reszta jakoś pójdzie.