Jeszcze niedoświadczona, bo w pierwszych miesiącach pracy, wrzuciłam na bloga W czepku urodzona wpis ,,Pielęgniarki zjadają swoje młode – fakt czy mit?”. Z dumą kliknęłam „opublikuj” i… szybko się przekonałam o sile starego powiedzenia: ,,Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Żyłam wtedy w przekonaniu, że ludzie czytają nieco więcej niż nagłówek i akurat w tej kwestii bardzo się myliłam. Uczę się na błędach i wyciągam wnioski, dlatego dziś w tytule pytam, po prostu. Spoiler – nie podaję odpowiedzi. Niech ta kwestia zostanie rozwiązana przez czytających. Ja mogę jedynie rzucić na ten temat kilka różnych snopów światła, wpadających przez brudne po zimowym pyle okno.
Na początku było słowo
Na początku pracy w zawodzie było słowo. A tym słowem był STRES. Pisany wersalikami i odmieniany przez wszystkie przypadki. Nieustający, powodujący ucisk w żołądku i pocenie dłoni. Niepewność, czy wszystko zrobiłam dobrze. Obawa, że stanę się głównym tematem w dyżurce pielęgniarskiej. I gdyby każda dyżurka wydawała swój własny „Super Express”, z pewnością stresowałabym się tym, że znajdę się w kolejnym numerze na okładce, z czarnym paskiem zasłaniającym oczy i wielkim hasłem na czole ,,Skandal! Młoda pielęgniarka zapomniała dołożyć płynów do szafki!”. Wtedy na pytanie, czy pielęgniarki zjadają swoje młode, odpowiedziałabym głośnym: TAK! Dzisiejsza ja, z siedmioletnim stażem pracy w kieszeni, znajomością rozmów w kuluarach, większą (ale wciąż zbyt małą) świadomością siebie i środowiska zawodowego oraz z uklepanym i nieco zakurzonym już wspomnieniem początków, odpowiem tylko – TO ZALEŻY.
Sporo za uszami
Środowisko zawodowe pielęgniarek ma wiele za uszami. Potrafimy być dla siebie krytyczni, zbyt wymagający i oceniający. Ciekawe, że rzadko działamy tak w stosunku do samego siebie. Potrafimy za to komentować najmniejsze potyczki czy niedociągnięcia innych, nie zwracając uwagi na to, że pracujemy z człowiekiem, a nie robopielęgniarkami, bo te jeszcze nie weszły na salony. Człowiek człowiekowi wilkiem, a pielęgniarka pielęgniarce pielęgniarką – ta modyfikacja nie wzięła się znikąd. I o ile ten krytycyzm, ocenianie czy zbyt wysokie wymagania bywają gorzką, choć możliwą do przełknięcia pigułką dla osoby z doświadczeniem i ugruntowanym poziomem zawodowej pewności siebie, o tyle dla kogoś, kto wchodzi do zawodu każda taka sytuacja może się stać ogromną tabletką antybiotyku, który mama wciskała nam do ust po kolacji, co od razu powodowało odruch wymiotny.
O co ten hałas?
Skąd poruszenie i tak liczne podzielone zdania w temacie zjadania młodych przez pielęgniarki? Jeśli wejdziemy w sekcję opinii na profilach różnych szpitali, to w większości zobaczymy tam negatywne komentarze i dzieje się tak z jednej prostej przyczyny. To właśnie silne emocje, poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, złości na długo zapisują się w naszej pamięci. Nawet jeśli pojedziemy do pięknego hotelu, z wypasionym SPA, ocenimy czystość pokojów na 5+, w telewizji odblokują wszystkie kanały, ale w pierwszym dniu pani na recepcji będzie dla nas opryskliwa – jaką opinię wystawimy takiemu miejscu i czy będziemy chcieli tam wrócić? To właśnie tłumaczy perspektywę osób wchodzących do zawodu. Nawet jeśli trafią do miejsca, które jest wyposażone w nowoczesny sprzęt, oddziałowa jest otwarta na prośby dyżurowe, w szafkach nigdy nie brakuje korków z chlorheksydyną, a w jednej z szuflad czekają gotowe ampułko-strzykawki wypełnione solą, ale w zespole jest kilka osób, które podcinają skrzydła i komentują każde potknięcie zdaniem ,,po studiach i tego nie
wiesz?” – to co taka osoba po latach pracy będzie pamiętała ze swoich początków? Pełne szuflady czy nieżyczliwych ludzi?
Z drugiej strony
Po drugiej stronie mamy perspektywę osób, które jako gospodarze witają i wprowadzają młodych w meandry pielęgniarstwa. Osoby, czasem wychowane w innym systemie i w duchu innych wartości. Osoby, które oczekują chętnych do nauki, a zastają kogoś z nosem w telefonie. Oczekują pokory zawodowej, w sensie umiejętności wysłuchania rady. I w tym momencie nasuwa mi się skojarzenie sytuacyjne. Mój dwuipółletni syn jest na etapie, kiedy wszystko chce robić sam. Kiedy pytam go, czy z pewnością nie potrzebuje pomocy w nalaniu mleka do kubka, odpowiada, że potrafi, a ja z pełną akceptacją obserwuję proces zalewania całej kuchni i szafek, ubrania mojego i jego mlekiem. Wiem, że bez pozwolenia, nigdy się tego nie nauczy. Wiem też, że muszę stać obok i obserwować wiele porażek, żeby w końcu pewnego dnia odniósł sukces. Jednak w tych dwóch sytuacjach – domowej i szpitalnej, czai się jedna znacząca różnica. W relacji młoda pielęgniarka – doświadczona pielęgniarka mamy do czynienia z dwiema dorosłymi osobami, które potrafią zadawać pytania i udzielać odpowiedzi. I o ile nie mogę wymagać od dwuipółlatka odpowiedzialności, pokory i zadawania odpowiednich pytań, o tyle mogę tego oczekiwać od dorosłej osoby, ale nadal młodej w zawodzie. Każdy z nas kiedyś był w tym momencie zawodowym, popełniał błędy i się uczył. Tyle że jeśli w pierwszych miesiącach pracy, a bazuję na własnym doświadczeniu, rozlejemy mleko, to – choć możemy tego nie zauważać zajęci innymi rzeczami – cały bałagan sprzątają po nas starsi. I powtórzę – każdy z nas kiedyś był młody i nie miał doświadczenia. Tymczasem niektórzy o tym zapominają.
Z trzeciej strony
Próbując rzucić różne światło na ten temat, nie chcę dzielić naszego środowiska za pomocą numeru PESEL. Przez ostatnie lata pracy w różnych miejscach i prowadzenia W czepku urodzonej, poznałam zbyt wiele historii, które pozwoliłyby mi klasyfikować poziom, delikatnie mówiąc ,,nieżyczliwości”, w zależności od wieku i stażu pracy. Wiem jedno – jakim jesteś człowiekiem w życiu, takim jesteś człowiekiem w swoim zespole. Truizm, ale jakże ważny. W naszym środowisku, potrafimy zjadać nie tylko młode, ale też siebie nawzajem. Potrafimy być też przyjaciółmi na śmierć i życie. Oczywiście jest w zespole miejsce na przyjaźnie, ale na zjadanie i kąsanie zaczyna go brakować. Tutaj do stołu powinniśmy zaprosić komunikację bez przemocy i szacunek. Ot, zwykłe zasady relacji międzyludzkich.
Tak pięknie się różnimy
Nasze środowisko zawodowe jest bardzo mocno zróżnicowane i pisząc to zdanie, nie czuję się wcale jak Krzysztof K., który odkrył Amerykę, a raczej jak student piszący kolejną pracę na zaliczenie dotyczącą nadciśnienia tętniczego. Styczność wielu pokoleń, różnych wartości i przekonań, utartych schematów z powiewem świeżości, zwolenników dokumentacji papierowej z tymi, którzy umieją w komputer. I wiecie… to jest piękne. Zastanawiam się czasem, czy gdyby nagle w ramach nowej ustawy, na oddziałach szpitalnych pracowały jedynie osoby do maksymalnie 5 lat stażu pracy, czy pielęgniarstwo miałoby swój pełny obraz? Czy gdyby nagle wszystkie młode pielęgniarki zdecydowały się odejść z pracy, czy nadal wszystko wyglądałoby tak jak dziś? Jestem przekonana, że nie. Każde pokolenie wnosi
swój wyjątkowy i unikalny wkład do tego, jak wygląda nasze podwórko zawodowe. Możemy się od siebie wzajemnie wiele nauczyć.
Last but not least
Na zakończenie mam dwie prośby. Do osób doświadczonych – przygarnijcie pod swoje skrzydła tych, którzy się dopiero uczą. Wy też kiedyś byliście w tym miejscu. Czasem ugryźcie się w język, czasem dajcie dobrą radę. Czasem pamiętajcie, że ten bałagan, który sprzątacie po ,,młodych”, ktoś też sprzątał po Was i ci ,,młodzi” też kiedyś będą w tej roli. Do osób wchodzących do zawodu – złóżcie czasem pawi ogon i miejsce w sobie otwartość na porady. Czasem podziękujcie, bo nie wiecie i nie widzicie tego, co dzieje się poza Wami. I dajcie sobie czas. Wchodzicie często do środowiska, które zna się od lat i potrzeba chwili albo dwóch, żeby się w nie wtopić. Tutaj nie ma drogi na skróty. Dobre słowo, rada, uśmiech czy zwyczajne traktowanie jak swojego, oddziałuje na czyjeś wspomnienia. Macie wpływ na początek czyjegoś zawodowego lotu! Czy to nie jest piękne wyzwanie?
Idzie wiosna
W polskim pielęgniarstwie nadchodzi odwilż. A tą odwilżą są ci świadomi i profesjonalni, bez granic stawianych przez wiek. Odwilżą są ci, którzy potrafią stawiać pytania i szukać na nie odpowiedzi. Otwarci na zmiany, gotowi na rozwój i wyzwania. Czasem po odwilży znów chwyta na chwilę mróz. Ale w końcu przychodzi wiosna. Czas umyć okna z zimowego pyłu i wpuścić nowe światło. I my ludzie z okresu odwilży, kiedy już wiosna buchnie całą swoją radością i świeżością, spójrzmy kiedyś na nią, pamiętając, że nie byłoby jej bez roztopów, a roztopów bez mroźnej zimy.