Śmichy chichy, ale student nie ma lekkiego życia. Powiecie liczba godzin, praktyki, ogrom wiedzy… Nie, nie o tym tu do was piszę. Opowiem za to, jak zwiał mi pacjent i jak nauczyłam się, że poczucie humoru jest w naszej pracy tak samo ważne jak strzykawka.
Nowe praktyki, nowy szpital, moloch. Wielospacjalistyczny, sieć korytarzy, guzików, schodów i wind nie ma końca. Mam jechać z oddziału chirurgicznego na zdjecie rentgenowskie z pacjentem na wózku inwalidzkim. Pacjent ma amputowaną kończynę prawą poniżej kolana. Nie wiem do końca, gdzie jest pracownia, wskazówki otrzymuję „mniej więcej”. Chwytam rączki wózka, jedziemy.
Już w windzie okazuje się, że są schody. Otóż winda otwiera się zarówno na lewo, jak i na prawo. Wybieram z pacjentem w prawo. Dobrze się nam rozmawia, bo pacjent cały czas zagaduje, żebyśmy skoczyli na „ćmika”. Śmieję, że nie ma mowy, a on na to, że w sumie to mi tak łatwo nie ucieknie, ale będzie próbował. Błąd pierwszy? Myślałam, że żartuje. Błąd drugi? Ruszyliśmy w prawo.
W tej niekończącej się plątaninie korytarzy znaleźliśmy się przed rampą. Zapytałam przechodzącą osobę w kitlu o drogę. W tym czasie pacjent rozpędził się wózkiem, zjechał widowiskowo z rampy i wykorzystując impet, zaczął… uciekać. Naprawdę musiałam pobiec, żeby nie stracić go z oczu. Dobiegłam, patrzę z niedowierzaniem… a ten marudzi: „Trzy nogi i nie zdążyłem!?”
Okazało się, że trafiliśmy w końcu do pracowni rentgenowskiej, ale nie tej właściwej. Mało tego, że zgłosiłam pacjenta, ale nie miałam dokumentów, skierowania, śmiałam zagadać do oddziałowej po urazie w cywilnym stroju, po urazie. Jak śmiałam nie wiedzieć, kim jest.
Musiałam wyglądać, jakbym szła na ścięcie, bo pielęgniarka w rentgenie zlitowała się nade mną, zadzwoniła na oddział, załatwiła dokumenty, wykonała zdjęcie bez konieczności pojechania do drugiej pracowni… A pacjent? Przestraszył się ostatecznie, że jednak narozrabiał, bo jednak widowiskowa ucieczka mogła się dla nas źle skończyć i w rentgenie mógł mieć prześwietlanie czegoś więcej… Na koniec zażartowałam do niego, bo zrobił się taki milczący i smutny, żeby się nie martwił, bo mamy taką rubrykę w książeczce praktyk: „pogoń za pacjentem”. Wracaliśmy w dobrych nastrojach. Nie było nas 3 godziny.
Morał z tego koleżanki i koledzy?
- Zawsze pytaj o dokument, a jak ci mówią, że nie jest potrzebny, to zacznij być podejrzliwy i szukaj go tym prędzej.
- Pacjent nigdy nie żartuje w kwestii „ćmika”.
- Pielęgniarki na elektroradiologii to anioły.
- Kup mapę szpitala, używaj GPS-a i nie daj się oszukać na „trafisz bez problemu”.
Zapraszamy Was do nadsyłania swoich historii z praktyk i studenckiego życia. Żeby i śmieszno było, i straszno, i zupełnie bez zobowiązań.